ciążyło na sercu. Ojciec był zdania, że powinienem się Campillego we wszystkim radzić i być z nim szczery, no więc byłem! Przypomniałem okoliczności, w jakich widzieliśmy się po raz ostatni. Wypomniałem rady, których mi wtedy udzielił, a i to, że wiedząc, co mnie czeka w Bibliotece, nie ostrzegł mnie, nie uchronił przed upokarzającą rozmową z Corsim. Nie wytłumaczył mi nic. Musiałem dopiero dowiadywać się prawdy od obcych.<br>W tym miejscu Campilli, który nie spuszczał ze mnie swoich niebieskich, uważnych oczu, przerwał: <page nr=195> - Nie powinieneś nazywać księdza de Vos obcym!<br>- O nim nie mówię. O innych! Chodziłem także do innych! - To szkoda! <br>- A