do przyjęcia dla przyzwoitych ludzi, takie zobowiązania można zaciągać w stosunku do bardzo bliskich krewnych albo serdecznych przyjaciół... - wyjaśniła rzeczowo i zamilkła speszona dramatyzmem zdarzenia, zrozumiała, że to nie jest tylko epizod.<br>- Możecie się namyślić, ja dzień, dwa mogę poczekać... - Hrehor się podniósł.<br>- Nie, zbyteczna fatyga, to moje ostatnie słowo - uciął Jassmont, nie wstawał. Szybko podał rękę, niemal wyganiał.<br>- Jakby jednak...<br>Róża, czym zaskoczyła obu, podała rękę Hrehorowi, ten ją pocałował, Jassmont udał, że tego nie dostrzega. Śnieg zrudział, spęczniał. Na ścieżkach przebijała czarna wilgoć, zachrypiał ze sterty gnoju kogut. Słońce pławiło się w śniegu. Iskrzyło po drutach i szedł poświst