Szarlej - zdaje się coś wskazywać. Dezaprobatę jakby. Pozwól, niech zgadnę... idzie o tego dziada?<br>- Owszem, o niego. Postąpiłeś nieładnie. Nieetycznie, delikatnie mówiąc.<br>- Ha. Ktoś, kto zwykł pieprzyć cudze żony, zaczyna nauczać moralności. <br>- Nie porównuj, łaskawie, rzeczy nieporównywalnych. <br>- Tylko ci się zdaje, że są nieporównywalne. Nadto, mój niecny, w twym mniemaniu, uczynek podyktowany był troską o ciebie. <br>- Zaiste, trudno to pojąć. <br>- Przy sposobności ci to wyjaśnię - Szarlej zatrzymał się. - Na razie jednak proponowałbym skupienie się na rzeczy ważniejszej nieco. Nie mam mianowicie pojęcia, gdzie jesteśmy. Zgubiłem się w tej parszywej mgle. <br>Reynevan rozejrzał się, spojrzał w niebo. W rzeczy samej, przezierający przez