nad bulgoczącą jak wrzątek powierzchnią morza. Nadal wirowała, ogromne, ociekające wodą wrzeciono, oplecione ognistą pajęczyną błyskawic, niewidzialną siłą wciągane w skłębione chmury.<br>Nagle powietrze rozdarła świdrująca uszy eksplozja. Choć pchana do przodu siłą piętnastu par wioseł, "Tamara" podskoczyła nagle i poleciała wstecz, jak staranowana. Thjaziemu pokład uciekł spod nóg. Upadł, uderzając skronią o burtę.<br>Sam nie mógł wstać, podniesiono go. Był oszołomiony, kręcił i trząsł głową, zataczał się, bełkotał nieskładnie. Wrzaski załogi słyszał jak zza ściany. Podszedł do burty chwiejąc się jak pijany, wczepił palce w reling.<br>Wicher ścichł, fale uspokoiły się. Ale niebo nadal było czarne od kłębiących się chmur