nim, czekał w kącie... I znów widziałem tę twarz, ciekawą, ale i ironiczną jakąś, i była to twarz zamknięta, nerwicowo sfinksowa, z wypukłymi ustami estety obwiedzionymi ostrymi bruzdami (bruzdy Kierkegaarda); patrzyła cała twarz uparcie i niemo, czasem zdawało mi się, że tli się w niej jakaś mroczna, nie do końca ukierunkowana fascynacja, czasem roztapiało się to w chłodną<br> <page nr=190><br> obojętność. Wreszcie zdjął plecak z ramienia. Uśmiechnąłem się, odpowiedział uśmiechem, ale nie był to uśmiech porozumienia, nie, to tylko usta odpowiadały automatycznie na wyraz moich ust... "Nie wiem, czy coś z tego będzie, właśnie zdradzam po raz pierwszy mojego jedynego przyjaciela..." "To nieważne