kiedy nadpłynął w znieruchomiałym nagle powietrzu: nie wiem - na latającym dywanie czy na smoku - ale zjawił się niespodzianie, on, książę Wschodu, w szkarłatnym turbanie, w złocistych szarawarach, w białej jedwabnej koszuli, haftowanej w rajskie ptaki, i rozchylonej błękitnej szacie, spowijającej go niemal całego, od stóp do głów, ale twarzy nie ukrywał przede mną: patrzył na mnie ciemnymi oczyma w kształcie migdałów, oczyma mojego druha Sartapiego,<br>a kiedy w nie spojrzałem, wiedziałem już na pewno, że nie odezwie się do mnie, nie powie ani słowa, ale dowiem się wszystkiego ze świateł jego źrenic, że w rytmie ich rozpromieniania się i przygasania odczytam