i częstowano nas chałwą i prażonymi orzeszkami, które jadło się zmieszane z rodzynkami, albo baranim gulaszem: wyławialiśmy lepioszką kawałki mięsa i nabieraliśmy nią jak łyżką gęsty, zawiesisty sos, pachnący czosnkiem i cebulą, i majerankiem, i tutejszymi przyprawami, których nazw nie znaliśmy nawet po polsku, i zajadaliśmy się tym wszystkim z umiarem, bo tu, w Esfahanie, po głodnych sowieckich latach, doznawaliśmy łaski sytości i umieliśmy się nią cieszyć, i bez przymusu dziękowaliśmy po każdym posiłku Panu Bogu za te hojne dary, które z Jego woli dane nam było spożywać,<br>i udzielono nam tu pierwszej lekcji jeszcze w innej zupełnie nam nieznanej dziedzinie