i jak zwykle pojechaliśmy razem do domu, a potem dalej - do kliniki w Krakowie.<br>Pomimo nieodwołalnego wyroku chirurgów profesor nie stracił wiary w moje ocalenie. Wierzył, że będę żyła wbrew oczywistości, wbrew własnej wiedzy medycznej, naiwnie i wytrwale, jak wierzą dzieci lub święci. Istnieją możliwości natury - mówił - nie zbadane jeszcze, umykające dociekliwości medycyny czy jakiejkolwiek innej nauki. Nigdy nie można przewidzieć na pewno, czy ktoś będzie żył, czy nie, i jeszcze - zdanie, które tak często słyszałam z jego ust - nie ma chorób nieuleczalnych. - Wyzdrowiejesz na pewno - powtarzał - a kiedy cień nieufności zakradał się do moich oczu, do drżących kącików ust, dodawał