lubym spojrzeniem swawolące łoszęta, zadowolony z przychówku, odstawiwszy nogę, skręcał papierosa.<br>Na tydzień przed Bożym Narodzeniem, kopną ścieżką od wymarłej Szabasowej, wszedł na podwórze plebanii jakiś maleńki, garbaty człowieczek.<br>Na tle nieogarniętych płaszczyzn śniegu i oszronionych drzew postać tego drobnego człowieka wydała się księdzu wróblim znoskiem.<br>- Pochwalony - rzekł obcy i uniósł rudą czapkę. - Pochw... - ledwo wydusił przez zęby ksiądz, pilnie śledząc każdy fragmencik przybysza.<br>Obcy miał twarz spierzchniętą, na brodzie długie, rudawe kłaczki, nad zapadłymi wargami wisiał płaski kaczy nos, podsmalony nikotyną.<br>Oczy, tylko oczy garbuska były niezwyczajne, w ogóle jakby nie jego, lecz człowieka z zaklętym w sobie pięknem. Oczy