tyle razy wspierało go w ciężkich chwilach i przywracało mu nadkruszoną wiarę w ludzi. Powracała nie zmieniona, taka sama, jaką pewnego dnia pożegnał na zawsze. Była błogosławieństwem dla swoich współtowarzyszek. Podtrzymywała je na duchu i dzięki niej, dzięki jej spokojowi, dobroci i ofiarności, dzięki jej wierze w zwycięstwo wiele kobiet uratowało się od załamania. Kochano ją.<br>Już chciał w pewnej chwili spytać o to, co go tak uporczywie ostatnio dręczyło, zapytać o śmierć Marii, gdy w tym samym momencie rozmyślił się. Umarła. Cóż znaczyło, jak umarła? Żyła w pamięci tych, z którymi dzieliła wspólne i najtrudniejsze losy. Żyła w kobietach, które uratowała