że nie było... faktów "bombowych"? Proboszcz się zaczerwienił. Wstał, podszedł do Hansa i położył swą dłoń na jego ręce. <br>- Synu... to brutalny żargon dziennikarski, poza dobrem i złem... krzywdzący zmarłych... Wszystko, co na tej ziemi czynimy... czy zasługuje na podziw, czy na potępienie... jest <hi rend="spaced">ludzkie...</> i godne miłosierdzia. <br>Słowa, choć uroczyste, drżały, jakby zawisły nad wigilijnym stołem, jakby padły z ust matki pocieszającej syna pobladłego. Hans przyjął je jako swego rodzaju konkluzję. Potem padło: <br>- Dobranoc, księże proboszczu. <br>- Dobranoc, mój synu. <br>Wszedł Hans do swego pokoju i bez namysłu przyłożył dłonie do ciepłego pieca. Kafle były tak przyjazne, że po raz pierwszy