skończyła i trzeba było już iść, i tak już siedział przeszło pół godziny.<br>Wszyscy przyszli, żeby się z nim pożegnać, mili ludzie. Młoda kobieta trzymała oba brzdące, a jej mąż wziął na ręce tę kilkuletnią dziewuszkę. Pan Jankowiak pożegnał się solennie ze wszystkimi, podziękował - i na zakończenie odważył się nawet uścisnąć jedną z bliźniaczek za tłuściutką łapkę, gładką jak atłas - ale kiedy zobaczył w zestawieniu z nią swoje własne, sękate, powykręcane artretyzmem palce - szybko je cofnął, wystraszony i zakłopotany.<br>Z tego wszystkiego zapomniał o świadectwie, ale kiedy człapał na obolałych nogach w stronę Rynku Jeżyckiego, poczuł, że na dziś ma dosyć