właściwie dobrze, dokąd mam iść, ale sądziłem, że jeżeli pójdę prosto przed siebie, przejdę most i dostanę się do starej części miasta, to idąc wciąż prosto, trafię do granicy szwajcarskiej. Dwu spóźnionych przechodniów minęło mnie w milczeniu, serce przestało mi bić, ale oni nie spojrzeli nawet na mnie. Świat dokoła utwierdził się w dekoracyjności, wszystko zdawało się sztuczne i nieprawdziwe, pustka zbyt pusta, cienie za długie i za wyraźne, mrok wśród ulic zbyt mroczny w stosunku do przestrzennej jasności szafirowego nieba. Na moście mało nie wybuchnąłem śmiechem na widok jeziora, które najwyraźniej było ciemną płachtą, niezręcznie pomarszczoną i wyszytą świecącymi cekinami. Niemniej