zadzwonić do państwa Mogilnickich, zapytać o zdrowie pana Henryka. Już nie zadzwonię i nie zapytam, pan Henryk nie żyje.<br>Pamiętam go sprzed kilku lat. W grubym swetrze z owczej wełny krzątał się po domu, słabo słyszał, ale wspaniale opowiadał. Spisywałem jego słowa, a potem przynosiłem kartki do sprawdzenia. Czytał pomału, uważnie. Dzisiaj nikt tak nie czyta. Dzisiaj często słyszę - tego proszę nie pisać, bo co ludzie pomyślą. Dokonując autoryzacji dziennikarskiego tekstu każdy dba zazwyczaj o to, żeby siebie pokazać w najlepszym świetle. Pan Henryk - skreślając i poprawiając miał tylko jedną rzecz na uwadze - aby to, co napisane, odpowiadało temu, co się