Z lewej strony wchodzi Geniusz. W staroświeckim tużurku, łysina, obfita broda czarna. Z prawej strony wbiega Justyna. Piękna, młoda dziewczyna w białej sukni z muślinu, w mirtowym wianku na głowie.<br>JUSTYNA (wzburzona, tuli się do Geniusza) - Ach, ojcze, ojcze!<br>GENIUSZ - Co się stało, moja córeczko?<br>JUSTYNA - Poszłam na łąkę, żeby uwić wianek.<br>GENIUSZ - To jeszcze nic złego. Do twarzy ci w wianku.<br>JUSTYNA - Kiedy wianek był gotowy, przejrzałam się w stawie.<br>GENIUSZ - Jak dotąd, niewinne zajęcie.<br>JUSTYNA - Kiedy patrzyłam na swoje odbicie, chłop jakiś wyszedł z krzaków i patrzył się na mnie.<br>GENIUSZ - Nie można zabronić poczciwemu chłopu.<br>JUSTYNA - Ale on