życia... Bo cóż jest tą prawdą? Znoszenie w tępym milczeniu kolejnych nieszczęść, które zsyła na nas Pan B. Niewgłębianie się w sens tego wszystkiego, co na nas spada, tylko oranie pola, ciężka harówa, potem łyk zimnej wody prosto ze studni, smak cynowego wiadra na wargach i milczenie. Przypominam sobie, jak użalałem się Małgosi na brak sensu w swoim życiu.<br>Jedziemy alficą do Krakowa katowicką autostradą oboje w słonecznych okularach, od czasu do czasu przesyłamy esemesy przyjaciołom czekającym na nas z kolacją, ja jęczę, że jakoś ostatnio tracę sens, a Gosia na to: <br>- Poharowałbyś sobie na polu jak twój dziadek, tobyś przestał