dnie słyszałam.<br><br>Dobrowiczowie bali się, że Misza mógł wydać, gdzie ja jestem, i ukryli mnie w stęchłym kopcu z Dołgopolukami. Leżeliśmy jak w grobie, wychodziliśmy w nocy jak duchy. Dobrowiczowa przynosiła jedzenie, które było dobre, ale nie mogłam jeść. Bałam się nieustannej nocy, pytałam, kiedy znowu zobaczę dzień. Dobrowiczowa się użaliła i zabrała mnie z powrotem do domu. Mrużyłam oczy od światła, kryłam się w cieniach. Pomagałam Dobrowiczowej zmywać, gdy nadjechało bryczką gestapo. Dobrowiczowa zdążyła wepchnąć mnie między piwonie. Przechodzili koło mnie blisko. Nie oddychałam i serce mi samo stanęło, jakbym nie żyła. Jeden z nich podszedł z nożem, zamknęłam oczy