jedzenia, drewno na opał czy plastikową bańkę z naftą, kabulczycy z północy przechodzili front w tę i z powrotem. Trzeba było, czując na sobie wzrok gotowych do strzału snajperów, maszerować powoli i spokojnie, z ostentacyjnie rozpiętymi połami kurtek, płaszczy czy marynarek i rozłożonymi rękami, by widzieli, że nie jest się uzbrojonym i nie ma się złych zamiarów. Kiedy jednak żołnierze strzelali - z powodu podejrzeń, przez pomyłkę albo dla uciechy - woźnice smagali batami konie, zmuszając je do oszalałego galopu, a piesi, skuleni pod wyszczerbionymi ścianami opuszczonych domów, pędzili co tchu w piersiach ulicą, by wydostać się z pola ostrzału, którego zasięg wszyscy