narciarskim za pomogą jednego pociągnięcia, wreszcie wymyślił prysznic w schronisku na Pysznej zrobiony ze zwykłej... konewki. Narciarzem był znakomitym, jeździł pewnie, rzadko upadał, a gdyby nawet, to długo oglądał miejsce upadku, badając jego przyczynę.<br><br><tit>"Myśli człowieka spadającego z dachu"</><br><br>Raz jeden podczas wycieczki na Zawrat zdarzyło się panu Mariuszowi spaść w dół żlebem i wtedy uratował mu zdrowie, a może i życie poczciwy dwumetrowy "bambus", nieodłączny towarzysz wycieczek narciarskich pionierów "białego szaleństwa" w Tatrach i Alpach. Zaruski spadał w dół i nie mógł się zatrzymać, prawdziwie była to "śmiertelna jazda", jak o takich chwilach pisał potem w Na bezdrożach tatrzańskich., książce godnej