postanowieniem, aby podejść do niej i błagać o przebaczenie. Jestem już tak blisko, że kierunek i postanowienie nie może ulegać kwestii, już Suzanne unosi się z lekka z ławki, już pierwsze litery układają usta, gdy nagle, nie wiem jak i czemu, skręcam w ostatniej chwili w bok i schodami biegnę w górę. Stoję na naszym piętrze przy oknie i opieram głowę o ręce. To przymykam oczy, to wpatruję się w blachę. Leży na niej <page nr=156> zaczepiony latawiec z papieru, który zrobili bracia Krupscy z Roullotem. Mijają minuty, wieczorny wietrzyk muska mi czoło, słońce ostatnim wysiłkiem, wspinając się na palcach, usiłuje wyjrzeć zza wzgórza