mknęły nad ich głowami. Małe domki, każdy niemal z krzewem pnącej róży kwitnącym na czołowej ścianie i z szafirowymi pionami ostróżek przy płocie, migały jednostajnie, żółciły się niewiarygodne połacie kwitnącego rzepaku i wszystko - rowy, łąki, pola - upstrzone było gęsto plamkami maków.<br>Konrad, początkowo jakiś naburmuszony, rozkręcił się teraz i gadał w najlepsze, a kiedy minęli Promno, zaczął śpiewać. Aurelia <page nr=37> - ku swemu zdumieniu - zawtórowała mu i nawet pan Piotruś się przyłączył soczystym bartonem: - A teraz maj, zielony maj, wyświęca ogrody, i cały ja, i cały ja, zanurzony w Jordanie pogody... - mieli, co prawda, koniec czerwca, a pogoda pozostawiała bardzo wiele do życzenia, ale