Próbowałem więc najpierw jakoś rozpoznać to, co (jak mi się wydawało) automatycznie dyktuje właściwy mi sposób myślenia, a więc i wyborów życiowych. Była to prawdziwa próba, prawdziwy, choć głupi, esej, zatytułowany "Medytacje" i zapisany bladym atramentem na grubym różowym, ordynarnym papierze z rozdartych toreb po cukrze. <br>Otóż pierwszą rzeczą, która w toku tej introspekcji rzuciła mi się w oczy, była ta: "...Nie znam sztuki (napisałem), która potrafiłaby tak mnie oderwać od rzeczywistego świata, tak znieczulić na sprawy realne, tak wyzwolić od codziennej trzeźwości jak muzyka..." Oderwać, znieczulić, wyzwolić? Cóż to za rzeczywistość, od której sztuka uwalnia, a muzyka najskuteczniej? Zapisałem i to