i stała nie dopita szklanka <foreign>kirpicznego czaju</>. Bez namysłu wypił ją do dna. Odetchnął i wyszedł.<br>Rzeczywiście pociąg zatrzymał się na stacyjce, stał pod parą, a ludzie biegli do wagonów, dźwigając tobołki. Przejaśniało się trochę, deszcz jakby ustawał. Z dala usłyszał głos matki, nawoływała go. A Mariuszek podskakiwał już w wagonie i machał ręką.<br><br>4<br>Wagony były towarowe, w połowie wysokości przedzielone pryczą z desek. Obaj chłopcy wdrapali się w mig na górę, przylgnęli do wąskiego okienka i ukradkiem chrupali marchewki, gapiąc się na umykające stepowe równiny, aż do zmierzchu. To był gwóźdź, ma się rozumieć, i Mariuszek dorobił się piekącej