odmieniło się również niebo. Od wschodu, który napęczniał, poczęła z wielkim uporem napływać cienka warstwa jakby lotnego ołowiu, jakby dymu, który - ciężki - przycupnął tuż nad dachami domów. Od wystrzałów i bomb jęczała ziemia, zachodnia strona nieba różowiała. Niemcy uciekli, nie bronili Wrzosowa, na posterunku żandarmerii było pusto.<br>Na placu manewrowym walały się sterty papierów. W śnieżnym błocie, niemiłosiernie rozjeżdżonym kołami, leżała porwana hitlerowska flaga. Deptana, kopana, opluwana, z każdą sekundą coraz bardziej parszywiała. Ktoś bystry wybił szybę w daszku nad głównym wejściem posterunku i wywiesił wielki biało-czerwony sztandar. Ludzie wylegli na ulicę, radośnie krzyczeli, śmiali się, ściskali, całowali, kobiety odmłodniały