szlafmycę. W nikłym<br>płomyku, w swądzie spalonej bawełny płonął świat:<br>płonęły drzewa, morza, góry. Pożar obejmował niebo<br>gwiaździste i sczerniałe od dymu gwiazdy, jak ptaki krążące nad<br>płonącym domem opadały w ogień i noc. Ogień<br>ogarniał gmach wzniesiony z takim trudem: trzeszczały<br>potężne wiązania pojęć - osmalone, żarem strawione więzie<br>kategorii waliły się z hukiem - zapadały. W czerwieni<br>i złocie, w burych skrętach dymu opuszczał dom, samotny<br>i wygnany jak Król Lear.<br><br>Szalejcie wiatry, dmijcie, aż policzki<br>wam pękną! Dmijcie!<br> Wy płomienie z siarki<br>co ćmicie myśli, gońce gromów, które<br>dąb łupią w drzazgi, siwy włos mój spalcie!<br> Pryskaj płomieniu!<br>Ja was