wcale nie pies.<br> Pies stał za naszymi plecami w sporej odległości, jakby się wahając,<br>czy pobyć jeszcze z nami, czy nas samych zostawić.<br> - Idź już. No, idź. Wracaj do swojego pana - zaczęła matka go<br>odganiać. Pies patrzył na nią, jakby nie rozumiał, o co jej właściwie<br>chodzi, i nawet nie warknął. - Dziękujemy ci, żeś nas przyprowadził,<br>ale teraz idź, wracaj. Jak do ciebie mówić? - Próbowała dobrocią,<br>próbowała złością. Wracała pod figurę i stwierdziwszy, że pies dalej<br>stoi, szła go znów odganiać. - Poszedł ty! Jeszcze stary pomyśli, że<br>niby świętego Antoniego szukaliśmy, a psaśmy mu ukradli. - Złapała<br>jakąś grudkę ziemi i rzuciła