płynął ciężki, rozciągły, niewiadomej miary.<br>Nagle, jakby w półśnie niespokojnym, dosłyszał Kazimierz kroki i szmer za drzwiami. Cicho zazgrzytał klucz, skrzypnęły zawiasy... Drzwi uchyliły się nieznacznie, i w progu stanął ktoś z latarnią w ręce - - Panie Deczyński - dobiegło stłumione zawołanie Każimierz zerwał się z podłogi. W świetle latarni poznał szeroką, wąsatą twarz pana Miranowskiego.<br>- Prosiłem komendanta Kozaków... - mówił półgłosem żandarm. - Pozwolił mi wziąć asana do miasta, na kolację...<br><page nr=180> Zaręczyłem mu za ciebie, uważasz... na moją odpowiedzialność!... Komisarz wiedzieć o tym nie śmie!<br>- Możesz pan być pewny, że ci umykać nie spróbuję... bo i na cóż by się to zdało?<br>- No, no