Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
obchodząc szpital i leprozorium na szczyt Monte Aguzzo, gdzie spędzałem czas do obiadu. Brałem z sobą pisma i ręcznik, który ciasno zwijałem i podtykałem pod głowę. Co jakiś czas spędzało mnie z obranego miejsca słońce. Coraz więc trzeba było szukać nowej osłony przed nim. Powietrze - wspaniałe. Czyste, orzeźwiające. Zwłaszcza we wcześniejszych godzinach. Później - trochę odurzało. Eukaliptusy, pinie, cyprysy wraz z mnóstwem ziół, wśród których poznawałem tylko jedno znajome mi, macierzankę, rozparzały się i wydawały z siebie Całą mieszaninę woni, wkręcających się w nos. Od tej inhalacji głowa robiła się mętna, myśli traciły kontury. Odechciewało się czytać. Leżałoby się tylko i leżało, leniwie
obchodząc szpital i leprozorium na szczyt Monte Aguzzo, gdzie spędzałem czas do obiadu. Brałem z sobą pisma i ręcznik, który ciasno zwijałem i podtykałem pod głowę. Co jakiś czas spędzało mnie z obranego miejsca słońce. Coraz więc trzeba było szukać nowej osłony przed nim. Powietrze - wspaniałe. Czyste, orzeźwiające. Zwłaszcza we wcześniejszych godzinach. Później - trochę odurzało. Eukaliptusy, pinie, cyprysy wraz z mnóstwem ziół, wśród których poznawałem tylko jedno znajome mi, macierzankę, rozparzały się i wydawały z siebie Całą mieszaninę woni, wkręcających się w nos. Od tej inhalacji głowa robiła się mętna, myśli traciły kontury. Odechciewało się czytać. Leżałoby się tylko i leżało, leniwie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego