do którego zawiózł nas z Bolkiem dorożką, czy taksówką Julek, można by więc nazwać nie tyle domem, co chatynką skromną publiczną, w której rzekłbyś uboga wdowa z dwiema mieszkała dziewojami, tyle że oneż nie na wydaniu za mąż, a - za dziesięć złotych seans. "Szefowa" bowiem była o wyglądzie szacownej wręcz wdowy po drobnym urzędniku, czy sklepikarzu, a z jej dwóch pensjonariuszek (obecnych, bo może była jeszcze jakaś "na chorobie" czy "w terenie") jedna wyglądała na niebrzydką panienkę zacnej, choć niebogatej rodziny, bez śladu piętna wykonywanego zawodu na buzi, czy w ubiorze, druga natomiast nie budziła żadnych wątpliwości swoim "image". Tą drugą