sposób iście bezczelny - po odbudowanym moście w Czerwonej Bindudze, pod samym nosem nilfgaardzkich straży i patroli. Przedsięwzięcie, jak się okazało, jeno z pozoru pachniało szaleńczą efronterią i śmiertelnym hazardem, w rzeczywistości poszło jak z płatka. Po przejściu jednostek liniowych mostem w tę i w tamtą stronę wędrował transport za transportem, wehikuł za wehikułem, stado za stadem, tłumy rozmaitej, w tym i cywilnej zbieraniny, wśród której nasza drużyna zgoła się nie wyróżniała i w oczy nie rzucała. Tak to dziesiątego dnia miesiąca września przejechaliśmy wszyscy na lewy brzeg Jarugi, raz tylko okrzyknięci przez straż, której Cahir, władczo zmarszczywszy brew, odwarknął groźnie coś