mały jacht i musi on dojść do portu przeznaczenia, tego, o którym myślę bezustannie i którego zabobonnie nie wymieniam w dzienniku, opuszczając każdego dnia rubrykę "Do". Kiedy mgła nie mija w przyzwoitym terminie, przygotowuję się na najgorsze. Przede wszystkim obejmuję stałą wachtę na pokładzie, nie bacząc już na lodowaty chłód, wiatr wiejący od wschodu i walące się na poklad fale. Będę stał tak długo, jak będzie to konieczne. Zrobię, co tylko będę mógł. Reszta w rękach Losu.<br> Cały dzień, potem noc, a potem jeszcze długo, bardzo długo nadsłuchuję niewidzialnego taranu, który może wyłonić się z mgły szybciej, niż można o tym