walca François nie podoba się, marzył o tym, żeby rankiem, <page nr=162> kiedy rosa jeszcze perli trawę, a świergot ptaków budzi ze snu naturę, stać na szczycie wzgórza, u stóp którego wije się rzeczka, i patrzeć, jak sponad lasu wschodzi słońce. Chciałby przy tym doznawać w piersiach nieokreślonego wzruszenia, mieć mglistą świadomość wieczności i lekceważenia dla spraw przemijających. I cóż? przechodzi obok drzwi, za którymi, jak wiadomo i jak czyta z twarzy innych, odbywa się coś zbliżonego do wieczności i nie związanego z przemijaniem. Konsumuje więc natychmiast i omijając przyczynę, która nie kontaktuje się z jego konstrukcją, chłonie bezpośrednio skutek, to jest owo