Stałem się też nieodłącznym towarzyszem jego eskapad, jako że obaj mieliśmy "serce do konia". <br> Jedna z tych eskapad szczególnie zapadła mi w pamięć. Był nią konny rajd nad jezioro Kromań, położone w samym sercu lasów szczorsowskich, które stanowiły jakby przedłużenie leśnego masywu państwowej Puszczy Nalibockiej. Kromań, otoczona ze wszystkich stron wieńcem borów, była ponoć bliźniaczą siostrą Świtezi, której nie widziałem. <br> Tu muszę parę słów poświęcić naszym wierzchowcom - Wiśle i Warcie. Konie pod wierzch w Szczorsach były, o czym świadczyły ich imiona, niewątpliwie Polkami (klacza Konstantego nazywała się Kasztelanka). O ile Wisła była spokojnym, zrównoważonym koniem, o tyle Warta, której ja dosiadałem