najpewniej różnym dygnitarzom <page nr=82> kurii i ważnym prałatom. Właśnie z takiego dużego, długiego, czarnego wozu wysiadł monsignore, którego od razu. poznałem, monsignore Rigaud. Oderwałem się od balustrady, ponieważ odwrócony byłem plecami do schodów prowadzących do biur Roty. Ale monsignore skierował się w róg podwórza, do niewielkich drzwi, które otworzył kluczem. Do windy, bardzo małej, gdyż może większej nie można było wmontować ze względu na techniczne trudności czy zabytkowość gmachu. Ujrzawszy monsignora Rigaud ucieszyłem się. Jego sekretarz zrobił na mnie wrażenie trochę zagubionego w aktach. Zwłaszcza przy tym stole zawalonym teczkami i papierami, między które rzucił mój list. Miąłem teraz pewność, że odda