Kisielewski dobrze wie, choć jako dobry chrześcijanin nie przypomina - była potężniejszym motorem, poruszającym masy niż miłość bliźniego. Ani prorocy, ani najbardziej irracjonalne czyli atrakcyjne ideologie nie porwą Amerykanów. O Anglikach, Niemcach czy Francuzach już nawet lepiej nie wspominać. Skoro Kisielewski trafnie uważa, że Amerykanów niczym nie można poruszyć, sądzi, że wobec tego należy ich porządnie przestraszyć. W ich własnym interesie, bo tylko strach może ich wyrwać z letargu. Złudne nadzieje. Amerykanie przestraszeni szukają kompromisu i rozmów. Dzwonią do Sekretarza ONZ Waldheima. Wysyłają delegacje, z którymi czasami się rozmawia, a czasem - nie. A gdy usłyszą od Breżniewa jedno poczciwe słowo, nabierają z miejsca