Chciała powieki mu wznieść... A matka szlochała: - Grzesiu, Grzegorzu, Grzesiu, no...Grześ... </><br> Ale mimo tej "nici czarnej" w jego poezji był to młodzieniec niezwykle żywego usposobienia i pełen radości życia. Trochę też lekkomyślny, trzeba przyznać, ze skłonnością do hulaszczego trybu życia. Na co zresztą nie bardo mu pozwalały poważne obowiązki wobec niepracującej żony i nowonarodzonej córeczki. Zwłaszcza, że pensja inspektora audycji nie była zawrotna. Zdarzało się też Julkowi, który wypić lubił, zbłądzić po dyżurze wieczornym do baru Pod Kogutem, mieszczącego się w podziemiach bardzo eleganckiego domu przy ulicy Jasnej, w którym, zbiegiem okoliczności, na drugim piętrze mieszkali hrabia Apolinary z rodziną