groził podpaleniem miasta, ściągnął ostatnią, ale pokaźną kontrybucję, i ruszył w drogę niechętnie. Niedaleko uszedł, bo zaraz na stacji żołnierze zebrali <foreign lang="ukr">"schod"</>, rzucili karawaniarskie czapki pod nogi dowódcy i ogłosiwszy się cywilami, odeszli do domów. Zaskoczony tym dowódca postanowił w pierwszej chwili zastrzelić się. Chybiwszy jednak dwa razy, uznał widomą wolę Bożą powstrzymującą go od samobójstwa, i zgarnąwszy porzucone na peronie czarne płachty, wrócił do miasta, gdzie czapki sprzedał i pił przez trzy dni dla zabicia wspomnienia niewdzięcznych żołnierzy.<br>Taki był koniec niesławny ukraińskich Todten Husaren, a ogołocone z załogi miasteczko zajęli w parę dni później Siczowi Strzelcy galicyjscy, których zobaczyłyśmy