wróciwszy ze spaceru, zamykał się w swoim pokoju, odmieniony, nieobecny, potem wszędzie szukał matki, której nie mógł wytłumaczyć, co się stało. Powtarzał tylko: Wiesz, co się stało? Wiesz, kto umarł? Umarł ten, no ten, wiesz... jak mu tam...?<br>Znalazłem się w niewielkim, chłodnym pomieszczeniu w piwnicach sądu, wśród pajęczyn, zakurzonych woluminów, stosów pożółkłych gazet. Zatrzasnęły się za mną drzwi, ogarnęło mnie przenikliwe zimno i mrok, a po chwili atak lęku na myśl o spędzeniu w tym miejscu reszty życia. Przypominałem sobie słoneczne, przytulne biura moich znajomych z wydziału reklamy, tłumy interesantów, ciągły ruch na korytarzach, ciężar odpowiedzialności, który jest ciężarem słodkim