Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
górę, po których mrowienie zbiegało aż do ramion.
Upał był nieznośny. Płytsze studnie wysychały, coraz oszczędniej obchodzono się z wodą. Kiedyś miał powstać rurociąg łączący Nowe Depo z Ubaganem, ale na razie pod murem stała beczka, którą Misza napełniał dwakroć w ciągu dnia, po godzinie świeciła pustką, brygada wypijała ją wprędce i cierpiała później z pragnienia. Ziuta przechyliła beczkę, aby pomóc Jaśce wygrzebać resztkę wody z dna, napiły się z czerpaka, woda była ciepła i trzeszczał w niej piasek.
- Trzeba mieć końskie zdrowie - powiedziała Ziuta. - Długo już nie pociągnę. Przyjdzie zmarnieć. Nie daj Boże, żeby mnie na tym wygonie pogrzebali.
- Jak
górę, po których mrowienie zbiegało aż do ramion.<br>Upał był nieznośny. Płytsze studnie wysychały, coraz oszczędniej obchodzono się z wodą. Kiedyś miał powstać rurociąg łączący Nowe Depo z Ubaganem, ale na razie pod murem stała beczka, którą Misza napełniał dwakroć w ciągu dnia, po godzinie świeciła pustką, brygada wypijała ją wprędce i cierpiała później z pragnienia. Ziuta przechyliła beczkę, aby pomóc Jaśce wygrzebać resztkę wody z dna, napiły się z czerpaka, woda była ciepła i trzeszczał w niej piasek.<br>- Trzeba mieć końskie zdrowie - powiedziała Ziuta. - Długo już nie pociągnę. Przyjdzie zmarnieć. Nie daj Boże, żeby mnie na tym wygonie pogrzebali.<br>- Jak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego