na miasto spec-oddziały,<br>by jeńców prosto z łóżek brały.<br>Sukces był pełny. W mgnieniu oka<br>w pidżamach, gaciach i szlafrokach<br>niepewna swojej przyszłej doli<br>poszła ekstrema do niewoli.<br><br>Niestety z okrążenia zbiegli<br>najbardziej szczwani i przebiegli<br>i w kombinacie jak w fortecy<br>się okopali. Żądni hecy<br>judzą załogę plotką wrażą,<br>pewni, że pieczeń swą usmażą.<br>Przewodzi młody im Wardęga,<br>co najbezczelniej z wszystkich gęga.<br>Krzyczy: Wygramy bój ostatni!,<br>a nie wie, głupiec, że jest w matni.<br><br>Tumor starego znał Wardęgę,<br>odbywał razem z nim przysięgę<br>w czterdziestym trzecim, pod Leninem.<br>Znał jego żonę też, Sabinę,<br>pikantną babkę, z biglem, prima