uparcie,<br>ale niczego nie znalazłszy,<br>otworzył drzwi i zawoławszy:<br>Chodź, Bryś! do kudłatego psiska,<br>poczłapał w stronę wysypiska,<br>gdzie sprytnie ukrył był bimberek.<br>Stał tam butelek długi szereg,<br>a wszystkie wypełnione cieczą,<br>którą placowi nudę leczą.<br>Gdy zbawczy płyn już lał do gardła,<br>peemów się rozległa salwa<br>i kule, niczym wredne żmijki,<br>odbiły butli brzuch od szyjki<br>i w Brysia się zaryły łbisko,<br>że aż zawyło biedne psisko.<br>Tak więc już pierwsze są ofiary:<br>pies Bryś - zabity, no i stary<br>placowy - ranny, lecz nie kulą,<br>a szkłem; klnie strasznie, rycząc z bólu.<br><br>Gdy tak na tyłach krew się leje,<br>spójrzmy, co