na piaszczystą polną drogę, która wyprowadziła ich znów na asfalt, pomiędzy pierwszymi domkami Letniska. Teraz szybkość Artura znacznie wzrosła, śmignęli asfaltem spory kawał drogi i wypadli tuż obok willi z szyldem rzeźnika.<br>Tu Gburek zwolnił i popedałował dostojnie, bez pośpiechu, przez wonny tunel pomiędzy wysokimi sosnami, wreszcie zakręcił, w myśl wskazówek babci Jedwabińskiej, w lewo. Zatrzymał się i - dysząc triumfalnie - polecił Aurelii, by zsiadła.<br>Od ziemi bił wilgotny chłód. Pachniało czarnym bzem, sosnami i dziką różą. Wysoko, po lewej, słońce przeciskało długie, cienkie promienie przez butelkową zieleń lasu liściastego, w smugach światła tańczyły migoczące, zmienne obłoczki małych owadów. Uszczęśliwiona Aurelia zagapiła