uciekłem wzrokiem na wieś. Lecz wieś była pusta, chałupy<br>w senności pogrążone, tak że prócz słońca zalewającego drogę nic się<br>właściwie nie działo, nie licząc gęsi, które gdzieś tam pośrodku<br>trzepały się w kurzu, no, i głosów wujków, wujenek, dziadka, matki,<br>które przenikały przez okna za moimi plecami. A najdonośniej wujka<br>Władka, który ilekroć się odezwał, niemal unosił chałupę swoim wyraźnie<br>zezłoszczonym głosem:<br> - Będą, cholery, tak samo prędko uciekać. Wojna się dopiero zaczęła,<br>a wygrywa, kto ostatni wygrywa. O, zwołali wszystkich pod gminę, to...<br> - Cóżeś, niemowa? - Odbiła nagle głową od kolan, przerzucając całą<br>gęstwę tych rudych włosów za siebie, jakby tak