przykry swąd spalenizny. Olo skręcił na schody. Wszedł w pierwsze drzwi na półpiętrze.<br>Jerzy był pierwszym, którego zobaczył. Leżał z obu rękami założonymi na kark, nogi miał podkurczone, jak ranny w brzuch. Olo poznał go jakoś tak od razu. Gdy pochylił się bliżej, pewien był, że uległ złudzeniu. W obrosłej, wychudzonej twarzy wysunięta do przodu szczęka, ogromna jak w spreparowanej czaszce. Utwierdził się w pierwszym wrażeniu poznając karykaturę swego przyjaciela. Klęknął przy nim, pogładził go po twarzy, zdziwiony, że dłoń nie napotyka na zadziorną szorstkość zarostu, lecz układa się na twarzy śpiącego miękko i aksamitnie. Jerzy właściwie miał już brodę. Olo