Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Dzień Dobry
Nr: 23.02
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2001
przy czteroosobowym stoliku. Ubrana na ludowo kelnerka - pani Gosia (tak miała napisane na plakietce) omiotła wolne krzesła niechętnym spojrzeniem, a następnie niechętne spojrzenie przeniosła na mnie. Zapadła kłopotliwa cisza. Mimo to postanowiłam złożyć zamówienie: "herbatę poproszę, z cytryną". Pani Gosia naskrobała coś w notesiku, po czym uniosła długopis w geście wyczekiwania. "To wszystko!?" - prawie krzyknęła po dłuższej chwili. "Tak... Na razie." - dodałam dyplomatycznie. Po dwudziestu minutach pani Gosia energicznie postawiła przede mną szklankę, wychlapując sporą jej zawartość. Cytryny nie dała. Przez dobrych kilka minut skutecznie ignorowała moje przywołujące gesty i rozpaczliwe próby nawiązania z nią kontaktu wzrokowego. W końcu podeszła. Poprosiłam
przy czteroosobowym stoliku. Ubrana na ludowo kelnerka - pani Gosia (tak miała napisane na plakietce) omiotła wolne krzesła niechętnym spojrzeniem, a następnie niechętne spojrzenie przeniosła na mnie. Zapadła kłopotliwa cisza. Mimo to postanowiłam złożyć zamówienie: "herbatę poproszę, z cytryną". Pani Gosia naskrobała coś w notesiku, po czym uniosła długopis w geście wyczekiwania. "To wszystko!?" - prawie krzyknęła po dłuższej chwili. "Tak... Na razie." - dodałam dyplomatycznie. Po dwudziestu minutach pani Gosia energicznie postawiła przede mną szklankę, wychlapując sporą jej zawartość. Cytryny nie dała. Przez dobrych kilka minut skutecznie ignorowała moje przywołujące gesty i rozpaczliwe próby nawiązania z nią kontaktu wzrokowego. W końcu podeszła. Poprosiłam
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego