jedzie <page nr= 46><br>taksówką. Myślisz, że to może doktorek?<br>Ale Piekarski już nie słuchał. Wielkimi susami zbiegał na parking, prosto pod koła wolno jadącej warszawy. Samochód zahamował łagodnie, Piekarski dopadł drzwi, szarpał się z klamką.<br>- Panie Kurawicz, na litość boską - krzyczał - co się z panem działo?<br>- Jechało się, panie Eugeniuszu - zza kierownicy wygramolił się niski, starszy facet z dwudniowym, siwiejącym zarostem na twarzy, pochylił się, sięgnął pod siedzenie, wyciągnął zatłuszczoną szmatę, wytarł w nią starannie ręce i prawą wyciągnął do witania. Piekarski machinalnie się z nim przywitał.<br>- Nie mógł pan wcześniej przyjechać? - spytał gniewnie.<br>- Wcześniej? - zdziwił się kierowca - pan wie, ile to kilometrów z