już nie zdoła jej w nim odszukać.<br>Napływający tłum zepchnął go na jezdnię, napływające auta odrzuciły go na wątłą kamienistą wysepkę, gdzie z czubka olbrzymiej spiżowej kolumny mały pretensjonalny człowieczek zerkał na rozbijające się u stóp odpryski, bezradny jak wróbel na słupie telegraficznym.<br>Naprzeciw, szerokim traktem jezdni, gotowe lada chwila wykipieć z niskich opłotków trotuarów, waliły nieprzejrzane stada charczących, zasapanych aut.<br>Za uciekającą przodem, rasową i smukłą jak charcica Hispano-Suizą, o wystraszonych ślepiach latarni, ociekającą żeńskim sokiem benzyny, z ujadaniem i skowytem, odgryzając się nawzajem i na próżno usiłując przypaść nozdrzami do jej kobiecego podogonia, sadziły majestatyczne, stateczne jak dogi