było wysypać to z ręki. Oparłam głowę o kamienie, zamknęłam oczy i długą chwilę trwałam nieruchomo, słuchając pień anielskich, które wypełniły okropną czarną norę.<br>Potem zaś nagle wstąpiły we mnie nadludzkie siły. Z pieśnią bojową na ustach, sama nie wiedząc kiedy, odwaliłam resztę kamieni, dzielących mnie od cudownego, miękkiego, czarnego, wymarzonego gruntu!<br>Wróciłam do lochu i policzyłam kreski na ścianie. Było ich sześćdziesiąt trzy. Przeszło dwa miesiące!<br>Teraz musiałam uporządkować nieco skłębione uczucia. Wolność widziałam przed sobą jak na dłoni i spadł ze mnie straszliwy, gniotący mnie przez cały czas, koszmarny ciężar niepewności, z którym walczyłam już resztką sił i do