sunął ku niej niczym ta ciężka kula na lodzie poprzedzana miotełkami, anioł. Anioł ze sztywną jak z blachy palmą. Wszystko niby to nienaturalne, upozowane, odświętne, ale dla mnie przecież jest oczywiste, że to kipiący od zmysłowości obraz. Przed oczyma staje mi Gosia w wielu sytuacjach, gdy jeszcze opiera się, broni, wymawia terminami, wstydem, niestosownością miejsca i czasu, ale już jej ciało, jej biodra zmierzają ku spełnieniu i ten jej taniec, gdy kielich już przywiera, a jeszcze głowa odchylona, aż wreszcie podaje usta, czasem niepotrzebnie, skoro trudniejsze twierdze już zdobyte. Wspomnienie ekwilibrystycznych póz przywołuje na pamięć pralkę automatyczną, na której ją posadziłem