tu śmierdzi (był! był pies!, porwał rękę bankiera po napadzie na bank!). Odruchowo spojrzałem na swoją własną rękę, powąchałem ją (ręka mi śmierdzi psem) wczoraj wieczorem dotykałem przecież psa, no tak, gdzie on jest, ten śmierdziel?, patrzę - leży koło donicy, ale jakoś tak dziwnie, w czymś dziwnym, wśród własnych, psich, wymiotów.<br><br>Spojrzałem na zegarek - dopiero ósma, ale nie będą przecież tak tu spał, z tym psem zarzyganym. Zresztą w kuchni coś jakby stuknęło. Istotnie, zastałem tam Baaty mamę; ubrana w żółty szlafrok, robiła sobie śniadanie.<br>- Jak się spało? - zapytała mnie, ledwo wszedłem.<br>- Spało się świetnie - odrzekłem kurtuazyjnie - tylko Fitzgeraldowi chyba coś